Jazz z przedmieść Chicago, disco polo na polskiej prowincji i taniec, który mówi więcej niż słowa. Gdzieś pomiędzy tymi światami wyłonił się Victor Fusion Becheanu – tancerz, selektor emocji, człowiek, który potrafi wytłumaczyć, czym jest popping, zanim w ogóle się odezwie. W naszej audycji było trochę jak w jego życiu: nieoczywiste skrzyżowania dźwięków, zderzenie kultur i groove.
Zaczęło się nie od rapu, tylko od…
…jazzu, soulu i R&B. Takiej muzyki słuchało się w USA, gdzie Victor spędził swoje pierwsze dwanaście lat życia. To nie były płyty z winyla, których się szuka, żeby się potem nimi chwalić – to było radio. Dźwięki, które wybrzmiewały w tle codzienności. Wchodzisz do sklepu – gra Marvin Gaye. Jesteś w drodze do szkoły – leci Erykah Badu. Wracasz do domu – Stevie Wonder śpiewa o słońcu, nawet jeśli na zewnątrz leje.
Muzyka towarzyszyła mu wszędzie, ale wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie jego językiem.
Z przedmieść Chicago do Polski – kultura na chłopski rozum
Po przeprowadzce do Polski trafił z amerykańskich przedmieść do małej miejscowości, gdzie zamiast radia grały kotlety na niedzielnym obiedzie. Zamiast Eryki – Boys. Zamiast groovu – rytm z wesela. To był szok kulturowy, który nie skończył się na różnicy języka. Muzyka w Polsce nie mówiła tym samym tonem. Nie było rozumienia przez dźwięki.
To właśnie wtedy Victor odkrył taniec – popping. Styl, który daje ciało muzyce, pozwala emocjom przejść przez stawy, skręty, spięcia i luz. Muzyka rozumiała mojego gościa wcześniej niż ludzie.
Popping to taniec precyzji i napięcia. Powstał na przełomie lat 60. i 70. w Kalifornii, rozwijał się równolegle w Oakland, Fresno, Pomonie, Sacramento, San Francisco i Los Angeles. Na jego fundament składają się rytmiczne, krótkie spięcia mięśni – tzw. popy – zsynchronizowane z dźwiękiem. Ciało wchodzi w tryb kontrolowanej ekspresji: izolacje, kontrasty, wewnętrzny puls. Ale poza techniką jest jeszcze coś – groove. Rzecz nie do nauczenia, a do poczucia.
Victor Fusion Becheanu znał ten język zanim poznał słowa. Ale dopiero gdy odpuścił wewnętrzny przymus, coś się zmieniło. Przestał tańczyć z zaciśniętą szczęką. Zrezygnował z roli gościa, który musi dowieść swojej wartości. W zamian przyszła czystość ruchu – nie jako wynik treningu, tylko jako efekt oswojenia siebie. Popping przestał być narzędziem. Stał się przestrzenią.
Co zagraliśmy? I dlaczego to miało sens
Audycję otworzył John Ward – “Famjam4000” – utwór, który pokazuje, że elektronika potrafi mieć kręgosłup z funku, a mięśnie z syntezatorów. Nie ma tu nadprodukcji ani grania na efekt: Ward buduje groove jak ktoś, kto zna wartość ciszy między dźwiękami. Ten numer to laboratorium rytmu.
Zaraz po nim The Blackbyrds – “Mysterious Vibes” – klasyk jazz-funku z 1977 roku, który do dziś brzmi świeżo. Roy Ayers to nie tylko brzmienie epoki – to fundament, na którym zbudowano całe pokolenia. Sekcja dęta tnie powietrze, linia basu niesie narrację, a groove nie potrzebuje dopowiedzeń.
Buddy – “Shine” to zachodnie wybrzeże w wersji XXI wieku. Produkcja zderza rap z melodyką, ale robi to bez banału. Buddy balansuje między śpiewem a rapem z naturalną swobodą – jak ktoś, kto wie, że forma to tylko narzędzie. Nie sili się na deklaracje – raczej obserwuje i podaje dalej.
Kosma Król – reprezentant warszawskiego undergroundu – znalazł się w ścisłej piątce nominowanych do tytułu Odkrycia Roku na gali Popkillerów 2025, i słychać, że to nie przypadek. „Pamiętniki Pigmejów” zaczynają się jak klasyczny, hip-hopowy storytelling – z brudnym, analogowym brzmieniem i surową perkusją, które tworzą przestrzeń dla słów. Ale to tylko punkt wyjścia. W połowie numeru beat się łamie, a na scenę wchodzą drum’n’bassowe pulsacje. Zamiast sztywnej nostalgii – elastyczność.
Victor Fusion Becheanu to nie tylko tancerz – to człowiek, który z muzyką wchodzi w relację totalną, bez kalkulacji. Audycja była nie tyle o jego drodze, a o tym, jak dźwięk potrafi kształtować tożsamość i styl – niezależnie od miejsca.